Padał deszcz.
Po raz któryś mówiła dziś pacierz..
Nie ustami już jednak, lecz duszą.
Chaty w dole i spłakane pola, towarzyszyły jej co dnia.
Jeszcze raz spojrzała na tapczan. Dziecko spało..
Utuliła poduszkami.. Ucałowała..
Teraz już mogła.. - Poszła na górę..
Ostatni raz przytuli się jeszcze do jego ramion..
Ale odsunął ją.. Zaczęła więc schodzić.
Schody uginały się jej pod stopami.
Wirowały w jakimś dzikim tańcu.
Odpłynęła.. Nie pamiętała już nic.
Potem.. Dziwne.. Znalazła się w górze.
Otaczały ją dalekie gwiazdy.
Spokój.. Taki wielki spokój..
Wszystko było obojętne i było jak trzeba.. Ciemność..
Dlaczego nie martwiła się już o dzieci, i gdzie zginął ból ?
Nie wiedziała..
Zawieszona u nieba, jak choinkowa bańka. Ona..
Jeszcze jedna gwiazda, na wielkim nieboskłonie.
Czy umarła już ? – Nie.. Jasność. Białe i zielone fartuchy..
Gożdziki w ręce już obcej, kiedyś kochanego człowieka.
Dziś już nie jej mężczyzny..
Nie.. Nie chcę.. Dajcie mi spać.
Tam w górze było dobrze.. Cicho..
Ciemność.. Tylko gwiazdy..
Chcę odpocząć.. Chcę nie być.. Spać snem wiecznym..
Nie budżcie mnie proszę.. Boję się..
Muszę odpocząć..
Witaj Ewuniu...czytam i czytam....podobają
OdpowiedzUsuńmi się Twoje wiersze!
Cały blog jest ekstra!
Miłego dnia:*
ulisses8
Witaj!
OdpowiedzUsuńtak tu ciepło i miło..
ulisses8
Cieszę się. Buziaki
Usuń