8 października 2012

Mamo



Przez moment
Jedno mgnienie
Byłaś
Nim skryłaś się za snem
Za mostkiem różanym
Tam
Koło tej rzeczki
Co biegnie przez pocztówkę
Byłaś
Poczułam zapach Twych włosów
We śnie
Znany z dzieciństwa
Moje marzenie
Mamo
I mój smutek
Jak mogłabym się gniewać

6 października 2012

Dusza



Zawieszona jak szmata
Na gałęzi jabłoni
Płakała soplami lodu
Mrozny wicher nią targał
Wył po polach
Zawodził
Słabą i roztrzepotaną
Porwał na miedze wiatr..
Teraz na wierzbie wisi starej
U rozstaju dróg..
Już nie błyszczy
Wewnętrznym światełkiem
Już gaśnie
Malutka dusza
Niepotrzebna nikomu..

A ja zrywam kwiaty



Leje deszcz a ja zrywam kwiaty
Aparatem
Patrzę się w obraz
PIĘKNO
Na kliszy
W perspektywie czasu
Obrodzi wszystko
Nasze ogrody marzeń
Z kiedyś
Milczę we własnym dziwactwie
Córeczko..
Czekam

Przeskoczyć śmierć



Trzeba przeskoczyć śmierć
I ciemność w oczach.. i to
Co się widzi czasem i zalega
Jak otchłań  -
Tęsknotę..

Przerażona oddycham
W rytm śmierci
Gdy ogarnia mnie ciemność..

Muszę przeskoczyć własną
Miłość i serce własne
Głupotę  -
By powstać z ziemi
Jak pył..

A barwa mojej pamięci
Jest pusta
Gdy piszę kartki
Zapisane
Przez nicość..
                                                                                                                     

Zdjęcia - Bajecznie kolorowa jesień 2012r.































 

 

4 października 2012

Muszla las i horyzont




Czarnym piórkiem wyznaczyłam linię – HORYZONT
Zatopiłam w nim muszlę, jak statek
Czerwień farby rozlała się po papierze
Zachodziło słońce
W dali gdzieś krzyczały mewy
Domalowałam więc czerwony blask,
Który pochłaniały wody zatoki
Rekin połknął słońce
A mnie zrobiło się smutno
Zerwał się wiatr i morze zagrało
Szmaragdową barwą spienionej trochę toni
Nadchodziła ciemność i gwiazdy
I jakaś groza tej dali
Zatopiłam wzrok za tym horyzontem
Myślałam, ze ujrzę Boga
Ale tam na widnokręgu unosiła się
Koncha mej muszli
Więc z oczu pociekły mi łzy
Nie wiedziałam dlaczego płaczę
Domalowałam więc już tylko oczy

31 sierpnia 2012

Róża



Zakwitła po cichu
Nie wiedziałam że śpi
Odgarnęłam dwa płatki
Sennie przetarła oczy
I ziewnęła
- Przecież śpię
Nie widzisz ?
Delikatnie pogłaskałam
Smukłe dwa kolce
I otarłam łzę

Przez marzenia



Przez marzenia
Przez sny
Przez cienie
Idę do ciebie zawsze
Me milczenie

                                                            

Skamieliny



Między granicą śmierci
I granicą obłędu
Biała ściana samotności
Z lodu
Umarłych serc..


                                                                      

Jajko



Jajko było początkiem.. Może..
Głowa jak jajko
Poorana cierpieniem
Mogła się rozpaść w każdej
Chwili snu..
Znów wracałam do wymyślonych
Obrazów
Do domu
Którego nie było..
Do jajka co pękło
W te lata upalne, letnie
Złociste jajko snów
Nieistnienie..
Przecież to tylko miraż
Zmęczenie..


                                                             

Któregoś dnia..



Któregoś dnia pójdziemy
Trzymając się za ręce
Przez smugę cienia
W światełko dalekie
Któregoś dnia
Gdy skończą się marzenia
Odejdziemy w ciszę
Z wiekiem
Lecz dzisiaj jeszcze
Gdy jeszcze oddychamy
Daj nam Panie coś chcieć
I pragnąć czegoś skrycie
Bo za tamtą nocą
Gdy zamkną się już bramy
Nic pragnąć nie będziemy
Tylko marzyć życie..
Niech umarli nigdy
Nie zazdroszczą żywym
Życia, marzeń, oraz pragnień
Wszelkich
Na granicy cienia
I za wielką wodą
Już nie potrzebne są przecież
Marzenia..                                                                                                             

Nie płacz



Nie płacz nad światem
Choć to tak boli
Tabula rasa w duszy każdego
A potem piasek przysypie wszystko
I szary proch
Już do niczego
I tylko łza wielka.. kropla czerwona
Zabłyśnie czasem w oku każdego
I tylko piecze
I tylko boli
A ciężka taka jak gruda soli
I serce ludzkie do trawy przyciśnie
A kwiaty rosną i kwitną wiśnie..
A człowiek schylony nad własnym bólem
I tak mu ciężko
Nie wiem dlaczego
Nie płacz nad światem
To nic nie zmieni
Bo człowiek zawsze jest do niczego
A zło wyrasta z ziemi jak chwasty
A potem
Szerzy się.. pełza.. i pleni
A serca ludzkie zgrubiałe jak ręce
I wszystko głupie
I wszystko nędzne..
A Ziemia kręci się dalej powoli
I wszystko szare
Jak gruda soli..
I nie masz już wcale siły dla niego
I nawet kochać
Nie wiesz .. dlaczego..

                                                                      

Dziękuję



Za każde serdeczne słowo
Za każdy gest
Dziękuję Ci Człowieku, że jesteś
Dziękuję.. żeś jest..

Nic od Ciebie nie chcę
Nic nie zapominam
Przeszły lata, pory roku..
Znowu idzie zima

 A Ty jesteś i trwasz tutaj
Jak kamień przy drodze
Chodż, ogrzeję ci choć dłonie
Puki jeszcze chodzę..

Potem pozwól, że się wesprę
Troszeczkę na Tobie,
Łzę obetrę, lub zaśpiewam
Strudzony wędrowiec

I tak razem trwać będziemy
jak splecione drzewa
Aż nas kiedyś noc zagarnie
Aż nam ptak zaśpiewa

I pójdziemy potem w ciszy
Na złociste pola
By odrodzić się na nowo
Jeśli taka wola

I choć ciało umrzeć może
Miłość nie zagaśnie
Mrok rozjaśni światło Boże
Będzie w świetle rażniej..

Bo to ze światła.. rodzi się życie.. Życie i uśmiech..
               a Miłość jest światłem wiecznym..





                                                                                        

Z Platonem



Zasypiałam z Platonem
A Człowiek Śmiechu
Wykrzywiał twarz
Hugo
Nie mogłam zasnąć
Przebacz Mamo
To kłamstwo
Wiecznie
Śni swój sen
W promieniu latarki

                                                                                   


                                                                   

Fotograficzny papier



Wyczarowałam pod powiekami
Diamentowe gałązki lodu
W śniegowej bieli
Podłożyłam fotograficzny papier
Lodowe drobiny ogrzałam słońcem
Ozłociłam promieniem
Wtuliłam  zmarznięte ręce
W gruby szalik
Patrzyłam
Słońce ozłociło śnieg
Już wschodziło
Przyglądnęłam się więc swoim
Kryształkom
Polałam je sokiem z maliny
I zasnęłam spokojna
O swój uśmiech

                                                                            

Powrót



Stare dęby szumiały w dąbrowie
Ptasie śpiewy niosły się
Po lesie.. po łąkach
Na polanie kurhan
Pradawny
Cichy i spróchniały krzyż..

Słońce wstało właśnie
Drogą szedł człowiek..

Na las patrzył
Na stare chałupy w dole
Serce spragnione tych łąk
Kwiecistych
Powierzał Bogu..

Wracał do swoich
Stęskniony
Wracał, gdy dzień nowy
I czysty, pogodny jak szczęście
narodził się z jeziora..

Na rozstaju
Zatrzymał się chwilę
Pomyślał..
-  Witam was wierzby
W promieniach rannych i mgły
Moje dzieciństwo
Każdy miniony dzień
Witajcie !..



Senny koszmar



Nieoddychający.. Pozdrawiam was..
Widzę w mroku świetlną smugę
Rozrastające się ramiona
Cienie
Czy mgła ta ma oczy ?
Nic.. mrok.. szepty..
Przechodzę przez smugę
Czuję ciemność
Zło czające się w mroku
Schody.. krużganki..
Naftowe lampy
Coś ukrytego oddycha.. przeraża..
Drży czerwień
Potem budzi mnie krzyk
Światło..
Niech stanie się światłość !

Miłość przegrała jesienią



Miłość przegrała jesienią
Gdy stałam się niewolnikiem
Serca i złota
Szeleszczącego pod stopami..
Wiatr zimny owiał mi duszę
Już nie wiedziałam gdzie idę
Już nie czułam
Co muszę zrobić, by stać się
I nie istnieć
Na krawędzi wszechświata
Płakałam..
Mijały lata w piasku pustyni
Nie było imienia
I brata nie było..
Skończyła się Ziemia
A ja, jak głupi wędrowiec
Trzymałam się gwiazdy zagłady
I popiołów..
Marzyłam już tylko jedno
Zapomnieć..


                                                                 

Miliony



Miliony rzeczy których nie używam
Poskładane grzecznie
W pudełeczkach szuflad
Milczą o przeszłości..
O jakiejś zachciance małej
Chwilce radości
Zagracają me życie i ciążą
Jak balast
Smutkiem wspomnień
Za życiem co przemija
Jak rzeka..
Przepływa przez miliony gwiazd
I niknie w dali
Gdzieś za horyzontem
Jak smutna księga snów..