23 lutego 2012

Padał deszcz..


Padał deszcz.. 
Po raz któryś mówiła dziś pacierz
Nie ustami już jednak, lecz duszą
Chaty w dole i spłakane pola, towarzyszyły jej co dnia
Jeszcze raz spojrzała na tapczan..
Dziecko spało
Utuliła poduszkami.. Ucałowała
Teraz już mogła..
 - Poszła na górę
Ostatni raz przytuli się jeszcze do jego ramion
Ale odsunął ją
Zaczęła więc schodzić..
Schody uginały się jej pod stopami
Wirowały w jakimś dzikim tańcu
Odpłynęła..
Nie pamiętała już nic
Potem.. Dziwne..
Znalazła się w górze
Otaczały ją dalekie gwiazdy
Spokój.. Taki wielki spokój
Wszystko było obojętne i było jak trzeba..
Ciemność..
Dlaczego nie martwiła się już o dzieci i gdzie zginął ból ?
Nie wiedziała..
Zawieszona u nieba, jak choinkowa bańka
Ona..
Jeszcze jedna gwiazda na wielkim nieboskłonie
Czy umarła już ?
– Nie.. Jasność
Białe i zielone fartuchy..
Gożdziki w ręce już obcej, kiedyś kochanego człowieka
Dziś już nie jej mężczyzny
Nie.. Nie chcę.. Dajcie mi spać
Tam w górze było dobrze. Cicho..
Ciemność.. Tylko gwiazdy..
Chcę odpocząć
Chcę nie być.. Spać snem wiecznym..
Nie budżcie mnie proszę
Boję się..
MUSZĘ odpocząć..



1 komentarz: